Na wstępie chciałbym wszystkich uspokoić. Nie będzie o samotności, takiej gdzie ktoś zostaje zupełnie opuszczony, nie ma się do kogo zwrócić, odezwać. Będzie o samotności jako chorobie ducha. Właściwie są dwie takie podstawowe choroby ducha pierwsza z nich to wspomniana samotność, a druga to grzech. O grzechu niech opowiadają lepiej znający się na tej materii. Ja się skupię na tym pierwszym zagadnieniu.
Bardzo często można spotkać osoby twierdzące, że życie w jakimkolwiek związku to nie dla nich, bo oni sobie tak założyli. Oni tego przecież nie potrzebują, po co sobie komplikować życie. Szkoda się otwierać na drugiego człowieka. No dobrze, nikt im nie karze się wiązać. Wszystkich na około traktują na dystans. Rozmawiają na dystans, żartują na dystans. Właściwie to idą przez życie jakby mieli cały czas na sobie hula-hop. Na zewnątrz są wszyscy inni. Wewnątrz ten ktoś, jego pasje i generalnie wąskie grono rzeczy, które go w życiu interesują. Taki przykład z wykładu ks. Piotra Pawlukiewicza:
Jest sobie nasz reprezentatywny "samotnik". I nagle pewnego pięknego dnia przylatuje do księdza unosząc się dwa metry nad ziemią z radości. "Co się stało?" - "Zakochałem się". Przyprowadził dziewczynę,wszystko elegancko, rozmowa. Za parę miesięcy przylatuje znowu, tyle, że sam. Ksiądz go pyta, gdzie jest jego ukochana. Odpowiada: "A to już nie ważne, była mała sprzeczka. To był kolejny życiowy błąd. Korekta kursu, rzuciłem ją. Samemu jest najlepiej. Nikt mi nie przeszkadza".
Głupie, ale prawdziwe. Najgorsze jest to, że nasz "osobnik", żyje wśród innych i tak na prawdę zgrywa poprawnego w każdym calu wobec tych spoza kółka. Niech no ktoś spróbuje wejść do środka. Automatyka, mechanizm obronny. "Nie zbliżaj się. Nie chcę, żebyś wiedziała/wiedział jaki/jaka jestem na prawdę. Nie otworzę się choćbyś nie wiem co robiła/robił. Czego ty tu w ogóle szukasz. Spadaj, a kysz..." Taka osobowościowa puszka, pozamykana na 10 spustów z zakratowanym okienkiem w drzwiach, żeby ktoś nie wszedł do środka nawet przez to okienko.
Taka osoba nie odczuwa samotności z braku innych w około. Jej samotność wynika ze źle pojętej nietykalności - szczególnej formy separacji od innych ludzi. Dobrze się czuje jedynie z osobami, które nie oczekują od niej zbyt wiele. Jakiekolwiek więzi pociągają za sobą zawsze konkretne zobowiązania. W tym układzie nie mają one niestety szans zaistnienia. Zawsze będzie jakaś ściana nie do przeskoczenia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz