Witam na moim blogu.

Życzę przyjemnego wertowania moich przemyśleń. Zapraszam do komentowania.

poniedziałek, 28 lutego 2011

Dlaczego mężczyzna potrzebuje chwil samotności?

Zanim przejdę do sedna sprawy chciałbym podkreślić, że "chwil", a nie permanentnej samotności. Żeby komuś przypadkiem nie przyszło do głowy, że nawołuję do jakiegoś "pustelnictwa". Jeśli ktoś o tym pomyślał to nie będzie o tym...

Potrzeba występowania samotnych chwil jest niejako zapisana w naturze faceta. Gdy został stworzony, to zanim pojawiła się w jego życiu kobieta - był sam. I to nam zostało... Czasem potrzeba nam się na chwilę odosobnić przez wyjście na ryby, jakieś majsterkowanie na warsztacie, wypad na lotnisko z modelem, samotny spacer itd. Na chwilę sami...

Jeśli ktoś oglądał film Czym się różni mózg kobiety od mózgu mężczyzny? to na pewno się uśmiał się, gdy się dowiedział, że facet ma coś takiego jak pudełko nicości. Z psychologicznego punktu wiedzenia, jest zdolny do wpadnięcia w stan zupełnego odcięcia od otaczającej rzeczywistości. Po co? Ano po to, żeby przez chwilę był sam niezależnie od tego co jest w około niego.

To jest nam po prostu potrzebne, choć dla kobiet bywa irytujące...

sobota, 19 lutego 2011

Zabawki dla nieco starszych: Fabryka FESTO

Producenci komponentów automatyki przemysłowej oprócz rzeczy przeznaczonych to poważnych zastosowań oferują coś jeszcze: zestawy szkoleniowe i demonstracyjne. Wczoraj miałem przyjemność "pobawić się" modelem fabryki "siłowników" pneumatycznych. Fabryka była niewielka. Składała się z czterech segmentów o łącznej długości ok. 3m. Zabawa fantastyczna! Zamiast rozpisywać się o tym jak co wygląda w tym zestawie edukacyjnym, zamieszczam kilka fotek.

Z grubsza to wygląda jak mała linia produkcyjna. Wszystkie elementy są montowane do stolików na "jaskółki". 


Korpusy "siłowniczków"  są pobierane z zasobnika i lądują na stole obrotowym. W zależności od koloru dokonywana jest jeszcze obróbka wiertarką (jak pamiętam, tylko czarnych, czy jakoś tak...).

 
"Siłowniczki" składa mały robot firmy MITSUBISHI (niech was nie zwiedzie logo FESTO na jego obudowie). W zależności od koloru korpusu wkłada do niego odpowiedni tłoczek (do srebrnych są mniejsze tłoczki), sprężynkę powrotną (jest tam taki automatyczny magazynek na nie) i zakręca pokrywki.


Gdy już mamy gotowy "produkt" to fajnie by było mieć "siłowniczki"  posortowane kolorami. Trudne do zrobienia? Ostatnia część to właśnie sortownica taśmowa.


Takie laborki lubię... Cała fabryka do tanich zabawek nie należy (koszt to ok. 300 tys. zł). Moja uczelnia wzbogaciła się o fantastyczny sprzęt, zwłaszcza, że każdy z 4 segmentów posiada osobny układ sterowania ze sterownikiem PLC S7-300. Część napędów jest pneumatycznych, choć są i elektryczne (nie mówię o robocie, bo tam są serwonapędy). Na razie fabryka czeka na oficjalną "premierę".

wtorek, 15 lutego 2011

Nieszczęśliwość

Ostatnim czasem wpadło mi ręce ciekawe nagranie. Jego tematem było to, dlaczego czujemy się nieszczęśliwi. Temat skomplikowany, bo jednemu do szczęścia trzeba czegoś takiego, drugiemu czegoś innego. Jednemu więcej, drugiemu mniej. Różni jesteśmy...

Najczęściej jednak stajemy się stajemy nieszczęśliwi z powodu sobie samych. Dziwne? Dziwne, ale prawdziwe. W znakomitej większości przypadków czujemy się nieszczęśliwi właśnie z powodu własnych niespełnionych ambicji, marzeń. Z powodu tego, że nasz los nie potoczył się po naszej myśli, czasem stało się coś zupełnie przeciwnego... Życie, po prostu życie. Czasem trudno jest się pogodzić z porażką, a myśl o niej zaczyna wpływać coraz bardziej na to, że boimy się stawić czoła kolejnym wyzwaniom. Czujemy się beznadziejni, akceptacja samego siebie gdzieś zanika...

Trzeba iść dalej. Ponazywać sobie wszystkie przyczyny i skutki, wyciągnąć wnioski, stwierdzić co trzeba zmienić, co można zostawić tak jak jest, wstać i iść. Możliwe, że trzeba będzie zmienić drogę, zostawić swoją przeszłość na innym torze.

Zbyt długo zwlekałem z ruszeniem z miejsca. Bałem się, że coś stracę. Ostatni miesiąc pokazał co jest czym, choć są i tacy co oskarżają mnie o "czystki". Ten czas niezbyt permanentnego odosobnienia pozwolił mi przemyśleć kilka spraw jeszcze raz.

To co jest prawdziwe niech zostanie, a to co jest iluzją niech przepadnie.

Moje "niewiele" to czasem "zbyt wiele" dla innych. Tylko dlaczego "zbyt wiele" wymagane przez mnie to "drobnostka" gdy wymaga ktoś inny? No właśnie...

Czy jestem szczęśliwy? Trochę tak i trochę nie. Z tą drugą częścią to powiedziałbym, że bardziej niespełniony jak nieszczęśliwy.

sobota, 12 lutego 2011

Walentynki: Czy na pewno są takie niepotrzebne?

Świąt różnej maści mamy od groma: bardziej i mniej potrzebnych... Na facebook'u ostatnio wpadłem na stronę Nienawidzę Walentynek. Jakoś tak bez skrupułów kliknąłem "kciuka". Jednak jedna rzecz mnie zastanowiła: czy to święto jest na prawdę takie durne i zbędne?

Fakt faktem, jak się kogoś kocha, to każdy inny dzień roku jest dobry do okazania uczuć. Właściwie wtedy Walentynki mogłyby być każdego dnia. W błędzie są Ci, którym się wydaje, że 14 lutego to jedyna okazja.Z drugiej strony taka "odgórnie" wyznaczona data jest czymś co może przycisnąć opornych i tych co się wstydzą okazać co się w nich kryje. Takie małe wymuszenie sprężenia się...

Piękno tego święta zniszczyła komercja. Co roku robi się wielkie wyścigi zakupowe z okazji Walentynek, promocje itd. Wiem, że każdy chce zarobić, ale... Fakt, że jest to święto, które "przywędrowało" z USA jest, myślę, mało ważne. Czy ktoś pamięta skąd się wziął Dzień Kobiet? (odpowiedź jest na tym blogu ;-)).

"Kciuk" zostawał cofnięty.

Wszystkim zakochanym życzę jak najwięcej miłości zawsze, nie tylko 14 lutego :-)

PS. Wiem, że to za dwa dni :-)

poniedziałek, 7 lutego 2011

Suma wszystkich strachów na papierze

Robiąc porządki natrafiłem na pewne znalezisko. Z jednego z zeszytów "do wszystkiego" wypadł plik zapisanych kartek. Zapisanych pytaniami wyrażającymi wiele z moich wątpliwości dotyczących tego co działo się w moim życiu kilka miesięcy temu. Przyznam, że trochę tego było... kilkaset.

Nie zdobyłem się na ich przeglądnięcie. Dobrze wiem, co tam było napisane. W gruncie rzeczy nie warto do tego wracać, bo to jedynie suma wszystkich strachów tamtego czasu. Bardzo szybko doszedłem do wniosku, że dla świętego spokoju powinienem owe papiery zniszczyć i to jak najszybciej. Szkoda wracać do czegoś, czego niema i na dodatek można powątpiewać, że kiedykolwiek istniało.

(źródło: http://foto.moon.pl/zdjecie/2746/tytul/plomienie)
Los kartek podzieliło jeszcze pewne zdjęcie, którego też już nie chcę mieć, a które jakimś cudem się ostało między innymi rzeczami. Relikt cudownej iluzji...

Na szczęście ogień nie oglądał się na nic i strawił wszystko jak leciało, nawet ramkę ze zdjęcia - jej też mi już nie było szkoda.

99 TO EX YL
Over...

sobota, 5 lutego 2011

Wariacje z podawaniem ręki w tle

Może to się wydawać dziwne, ale do dziś spotykam bardzo komiczne sytuacje dotyczące właśnie podawania sobie rąk na powitanie. Jest to poważna sprawa, bo jak widzę różne "wariacje" obyczajowe na ten temat to, szczerze mówiąc nie wiem czy mam się śmiać, udawać, że nie widzę czy zwrócić uwagę.

Był w swoim czasie u nas na parafii pewien ksiądz, który prowadził scholę dziewczęcą. Same znajome osoby. Przechodząc raz koło takiej gromadki dziewcząt, po przywitaniu się, zostałem zapytany przez owego duchownego, dlaczego z kolegami witam się podając im rękę a z dziewczynami nie i z nim też nie... Oj gorzka była jego mina, gdy wytłumaczyłem owemu zgromadzeniu, że to kobieta powinna wyciągnąć rękę do uściśnięcia pierwsza. Ksiądz nie ucieszył się gdy się dowiedział, że to samo się tyczy jego, jako że jest starszy ode mnie. Od tamtego czasu, zawsze gdy mnie widział wyciągał do mnie "grabulę" do przywitania.

Dlaczego kobieta, starszy i przełożony pierwsi wyciągają rękę. To taki wyraz szacunku. Po prostu nikt im nie karze się z witać w ten sposób. Znam kilka dziewczyn, które przestały podawać rękę chłopakom po tym, jak oni je zaczęli całować w rękę. Mimo, że ten obyczaj zanika, nadal uważam, że jest to uroczy wyraz poszanowania kobiety... [ktoś kiedyś powiedział, że to zaściankowe brrr....]

Ten obyczaj zanika, ale jak widzę nastoletnich chłopców wyczekujących przed dziewczynami na uściśniecie im dłoni to mnie na prawdę skręca w środku. Ostatnio jeden z moich "światłych" znajomych, młodszy ode mnie o tyle, że starczy wyskoczył z łapką najpierw do mnie (~ujdzie) a potem do grupki dziewczyn, z którymi stałem i rozmawiałem. Koleżeństwo? OK! Ale utrwalanie takich zachowań doprowadzi kiedyś tego młodego człowieka do sytuacji, po której zostanie tylko wstyd...

No dobrze. Jest taka sytuacja, gdy młodszy czy starszy to nie ma znaczenia: Kiedy byłem na praktykach, pracownicy na to nie patrzyli, kto starszy. Nikt jednak nie ośmieliłby się podać ręki pierwszy przełożonemu...

czwartek, 3 lutego 2011

Sesja i "współczynnik miłosierdzia"

Jest taki dowcip: "Czym się różni teściowa od terrorysty? Z terrorystą czasem można negocjować!" Nie będzie jednak o teściowej ale o innej kobiecie, z którą mam pewien przedmiot. Wszystko to by było nic, ale kręcenie z zaliczeniem projektu z tego przedmiotu to taki cyrk, że czasem to ręce opadają. Zmiana warunków zaliczenia w ćwierci sesji! Kompletny idiotyzm! Do tego chorobliwa nieustępliwość na każdym kroku...

Sama właściwie nie wie czego chce, a to już prawie jak gwarancja niezbyt precyzyjnych reguł gry. Do tego jej "współczynnik miłosierdzia" równy w przybliżeniu 0 (czytaj "zero"). I nie da się jej przemówić do słuchu, że tak się nie robi. Ciekawe, że teraz jakoś się nie zasłania przepisami, dziekanem itp.

Do tego największy "dekiel" z mojej grupy, który w gorliwości swojej ową kobietę rozsierdził do takiego stopnia, że nawet wspomniana kiedyś wytrzymałość materiałów, którą  zaliczałem w czterech "aktach", okazała się pestką. W końcu to on "zagrzmiał" do szefowej, żeby się określiła w sprawie, która podobno była załatwiona z prowadzącym przedmiot (tym z którym nas czeka egzamin). Właściwie to cały ten pasztet jest  zasługą tego jednego kolegi...

Nadgorliwym mówimy stanowczo NIE!!!

Żeby jakoś dożyć końca sesji w "jednym kawałku"... O tym tylko marzę, tylko śnię...

wtorek, 1 lutego 2011

Samsung ML-2010: Gdy drukarka przestaje widzieć papier...

Mamy czas sesji, zaliczeń, oddawania różnych projektów. Drukarka jest w tym czasie "niespotykanie potrzebnym" urządzeniem, bo wiele materiałów jest dostępnych w formie elektronicznej. Dokumentację do projektu oddaje się w formie papierowej.

W tym czasie wytężonej pracy moja laserórka odmówiła posłuszeństwa w dość nietypowy sposób. Nawet po włożeniu do podajnika maksymalnej ilości papieru. cały czas świeciła się czerwona dioda oznaczającą błąd...

Co zrobić w takim przypadku, gdy drukarka nagle przestała "widzieć" papier? Trzeba dokonać małego zabiegu.
Potrzebne będą: śrubokręt krzyżykowy 4..5, pędzel kosmetyczny.

1. Wyłączamy drukarkę z sieci i odłączamy od niej wszystkie kable. Wyjmujemy papier z podajnika - będzie przeszkadzał przy jej przenoszeniu.

2. Ustawiamy drukarkę na stole tyłem do siebie. Jest tam taka pokrywa, która wystaje dość znacząco. Po jej bokach znajdują się gniazda. Dwie śrubki po bokach wykręcamy, a pokrywę zdejmujemy - ostrożnie! Najtrudniej jest wyciągną zatrzask w okolicy złącza Centronics (tego z "łapkami").


3.Gdy już uporaliśmy się ze zdjęciem pokrywki mamy przed sobą całą elektronikę naszej drukarki. Po kilkuletnim użytkowaniu na pewno zebrało się tam dużo kurzu i innych śmieci. Obie płytki delikatnie odkurzamy pędzlem ze szczególnym uwzględnieniem transoptora szczelinowego pełniącego rolę czujnika papieru. Jest on ulokowany na płytce z lewej strony na dole.




4.Zakładamy pokrywę i podłączmy drukarkę do sieci. Wkładamy papier - taką warstwę ok. 5mm. Powinna się zapalić zielona dioda. Dla pewności można wydrukować stronę testową przyciskając przez klika sekund przycisk Cancel.

5. Jeśli test wypadł pomyślnie wyłączamy drukarkę z sieci i wkręcamy śrubki. Podłączamy drukarkę do komputera i to właściwie koniec naprawy.

Problem z czujnikiem wziął się najprawdopodobniej z tego, że drukarka zasysa powietrze z tyłu obudowy. Wciąga w ten sposób do siebie wszystko co się znajdzie w jej pobliżu. Moja drukarka ma 4 lata więc nie jest to dziwne, że w środku pojawiły się "koty" ;-)