Witam na moim blogu.

Życzę przyjemnego wertowania moich przemyśleń. Zapraszam do komentowania.

wtorek, 25 stycznia 2011

Facebook: Cisza na forum

Od kiedy posiadam konto na facebook'u widzę pewną ciekawą zależność. Jest pewna grupa osób, które namiętnie wertują wszelkie linki i inne materiały, które tam zamieszczam. W sumie po to one są. Nikt jednak nie wypowie się o nich tam, na miejscu. Nie kliknie nawet "Lubię to", żeby po sobie nie zostawić śladu, jakby to miało wywołać jakieś konsekwencje...

Najśmieszniejsze jest jednak to, że wiele z tych osób, pod moją nieobecność, "trąbi" potem przed całym światem, co oglądało i jakie było jakościowo, jakie są opinie w temacie. Jak to w takim razie jest? Czy to aż takie trudne przyznać się do własnego zdania?

Podejrzewam, że dlatego wiele osób w swoich kontaktach ucieka w internet, bo tam pozostają anonimowi. Ich zdanie, nawet jeżeli zostanie przedstawione, będzie opatrzone, co najwyżej, jakim nick'iem lub "anonimem". Na facebook'u anonimowości zachować się nie da. Tam figurujemy jako konkretne osoby, co poniekąd tłumaczy takie zachowania, jak przytoczone wcześniej.

Wstydzimy się siebie samych a może chcemy coś ukryć przed znajomymi? A może takie coś jak niżej parzy?..

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Małe dziecko czyli ja też tak chcę, bo ktoś tak ma

Ostatnio miałem przyjemność z pewnym 17-letnim "jegomościem", który cały czas nawijał o swoich aspiracjach. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jeden fakt, który łączył je wszystkie razem: żaden z tych pomysłów nie miał w sobie za grosz oryginalności. Wszystkie one wynikały z tego, że jego znajomi działają w różnych organizacjach, gdzieś rozwijają swoje zdolności więc niby dlaczego on miałby być gorszy? Kropka w kropkę wszystko tak samo jak inni.

Właśnie to jest dobre pytanie: czemu nie mając wszystkiego tego co mają inni. on czuje się gorszy? Czemu zawsze szuka tylko tam, gdzie ktoś już przetarł szlak?

Asekurant? Tak jest być może bezpiecznej, ale nie ma dwóch identycznych osób. Przecież każdy z nas stanowi na swój sposób pewną indywidualność i nie zawsze to co jest najlepsze dla innych jest najlepsze dla nas. A może owy osobnik działa tak jedynie z powodu zazdrości? Małe dzieci zachowują się bardzo podobnie: jak jedno ma zabawkę a drugie nie. Wtedy, w konsekwencji zazdrości, to drugie zaczyna "urabiać" rodziców żeby się zgodzili na zakup takiej samej lub nawet lepszej zabawki. Sytuacja jest podobna, jak wcześniej.

Uprzedzałem już kiedyś przed pochopnym wyborem kierunku studiów... To, że dziewczyna, z którą się prowadza studiuje jakiś kierunek, to nie znaczy, że jest to "żelazny" argument, wedle którego on ma studiować to samo, na tej samej uczelni. Wręcz brzmi to jak dobry żart, lecz przez życie napisany...

niedziela, 9 stycznia 2011

Dawnych wspomnień czar: Film "KOŚCÓŁ - przez ludzi dla ludzi"

Byłem dziś na premierze filmu dokumentalnego w reżyserii Marka Flisowskiego:

KOŚCIÓŁ
przez ludzi dla ludzi

opowiadającego o powstaniu Parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Kętach na osiedlu. Film opowiada o trudnych początkach powstania parafii, budowie kościoła i całej drodze jaką trzeba było przejść aby dojść do stanu obecnego.

Jak na dokument przystało, nie zabrakło wspomnień i opowieści. Przyznam, że aż mi się momentami łezka w oku kręciła, bo wiele z wydarzeń, które zostały przytoczone pamiętam osobiście, jak choćby plac budowy kłębiący się deskami i prętami zbrojeniowymi, Msze w kaplicy, pierwsze Msze Św. w kościele, dywany na podłogach, prace porządkowe...

Tak się jakoś składa, że od swojej parafii jestem rok młodszy, a dokładnie od tego roku, w którym rozpoczęło się użytkowanie kościoła przystąpiłem do służby liturgicznej. "Załapałem się" jeszcze na ostatki służenia w kaplicy, gdzie dziś jest sala Świętej Rodziny...

Cały materiał pokazuje jak ciężka praca wielu ludzi przerodziła się we wspaniałą Świątynię. Szkoda tylko, że uczęszcza do niej coraz mniej ludzi. Na samej premierze tłumów nie było: nawet w głównych nawach nie wszystkie miejsca były zajęte.

Sam film jest zrealizowany w dość spokojnej konwencji, ale przyznam, że do nudnych nie należy.
Polecam.

PS. Film jest dostępny na płytach DVD.


PS1. WOW! Szczęśliwiec z nr IP 109.X.144.X ustrzelił tycha :-D

piątek, 7 stycznia 2011

Wykładowcy z powołania

Mój czas bytowania na uczelni powoli dobiega końca. Został mi jeszcze jeden semestr. W ciągu swoich studiów spotykałem różnego rodzaju wykładowców: bardziej i mniej utalentowanych w przekazywaniu swojej wiedzy. Byli tacy, którzy z pasją opowiadali o swojej profesji w taki sposób, że przygotowanie się na zaliczenie materiału z ich przedmiotu było proformą. Wystarczyło uważnie słuchać i notować. Niestety są też tacy, co swojej wiedzy "sprzedać" nie potrafią, lub robią to w sposób co najmniej nieudolny...

Ta druga grupa najbardziej zniechęca do czegokolwiek. Sam mam w tym semestrze przedmiot dotyczący bezpieczeństwa i jakości w procesach wytwarzania, gdzie prowadzący przynudza w taki sposób, że nawet nie wiadomo czego się spodziewać na zaliczeniu. Niby chciałby wtrącić czasem jakiś żart, historyjkę rodem z PRL-u, ale i tak trudno nie usnąć na jego zajęciach, mimo iż trwają tylko godzinę...

Prawdziwą szkołą przetrwania okazała się wytrzymałość materiałów. Wg prowadzącego wszystko jest zawsze proste, łatwe i oczywiste, tylko z jakichś "niezbyt jasnych" powodów kolokwium oblało 100% grupy, którą prowadzi. Najdziwniejsze jest to, że tego człowieka to cieszy... Ten fakt  tylko świadczy o jakości jego zajęć i przekazu wiedzy, a także bardzo źle świadczy o samym wykładowcy.

Nie każdy jest wykładowcą z powołania...

wtorek, 4 stycznia 2011

Zdrowy egoizm: sztuka dawania i przyjmowania

Egoista? Każdy z nas jest nim po trochu. W sumie, gdyby tak przestać zupełnie myśleć o sobie, to doprowadziłoby nas to chyba do zatracenia. Trudno sobie wyobrazić kogoś, kto przestał szanować siebie zupełnie, tylko po to, żeby wszystkim na około było dobrze. Bycie taką "Matką Teresą" (z całym szacunkiem dla niej), która patrzy tylko na potrzeby innych i niczego od nich nie wymaga jest owszem piękne, ale to nie jest sposób na życie. Altruistą można być, ale bez przesady.

Można oczywiście być kompletnym egoistą i patrzeć tylko na siebie, nie widzieć świata poza sobą. Takie zapatrzenie w siebie, swoje ambicje, cudowne plany to chyba najlepsza droga do samotności. W świadku takiego egoisty funkcjonuje tylko on sam. Niczego nie chce z siebie dać, ale zawsze ma jakieś wymagania wobec innych. Czasem kosmicznie wyśrubowane...

Zdrowy egoizm? A i owszem. To chyba jest najlepsze rozwiązanie. Trzeba jednak umieć dawać i brać. Nie mam na myśli wymagania cudów do innych.Zwykłe liczenie się z innymi osobami, ich zdaniem, wzajemność w relacjach. Gotowość do niesienia pomocy, ale również umiejętność proszenia o nią. Dążenie do kompromisu... Taki stan równowagi pomiędzy braniem i dawaniem w różnych aspektach życia.

Brak wymagań w relacjach międzyludzkich prowadzi do jednostronności tych relacji w dłuższym wymiarze czasu. Bezwzględny altruista "wychowa" sobie w ten sposób "na własnej krwi" egoistę. Chyba nie muszę pisać co się stanie, gdy ten pierwszy poczuje się wykorzystywany i zakręci kranik z "dobrem" albo się obudzi w nim asertywność, no nie?

Jak to jest z tym braniem? Znam osoby, które zawsze stroją fochy, gdy się im przyniesie jakikolwiek upominek z jakiejkolwiek okazji. Takie sytuacje są dość kłopotliwe dla dającego, gdy ktoś mu daje do zrozumienia, że niczego od niego nie chce, a on jak głupi stoi i właściwie nie wie co ma zrobić. Albo, gdy ktoś potrzebuje pomocy, ten co może jej udzielić się pojawia z propozycją jej udzielenia i nagle cudownie pomoc nie jest już potrzebna (ale tylko oficjalnie, bo jest potrzebna i to czasem nawet bardzo). Taka demonstracja, że się "obejdzie bez...". Przykre, ale prawdziwe i występuje w przyrodzie.

To moje postanowienie noworoczne: zaszczepić sobie więcej zdrowego egoizmu.

PS. Zapomniałem, a to jest pierwszy post w tym roku :-) Wszystkiego naj... naj...