Mój czas bytowania na uczelni powoli dobiega końca. Został mi jeszcze jeden semestr. W ciągu swoich studiów spotykałem różnego rodzaju wykładowców: bardziej i mniej utalentowanych w przekazywaniu swojej wiedzy. Byli tacy, którzy z pasją opowiadali o swojej profesji w taki sposób, że przygotowanie się na zaliczenie materiału z ich przedmiotu było proformą. Wystarczyło uważnie słuchać i notować. Niestety są też tacy, co swojej wiedzy "sprzedać" nie potrafią, lub robią to w sposób co najmniej nieudolny...
Ta druga grupa najbardziej zniechęca do czegokolwiek. Sam mam w tym semestrze przedmiot dotyczący bezpieczeństwa i jakości w procesach wytwarzania, gdzie prowadzący przynudza w taki sposób, że nawet nie wiadomo czego się spodziewać na zaliczeniu. Niby chciałby wtrącić czasem jakiś żart, historyjkę rodem z PRL-u, ale i tak trudno nie usnąć na jego zajęciach, mimo iż trwają tylko godzinę...
Prawdziwą szkołą przetrwania okazała się wytrzymałość materiałów. Wg prowadzącego wszystko jest zawsze proste, łatwe i oczywiste, tylko z jakichś "niezbyt jasnych" powodów kolokwium oblało 100% grupy, którą prowadzi. Najdziwniejsze jest to, że tego człowieka to cieszy... Ten fakt tylko świadczy o jakości jego zajęć i przekazu wiedzy, a także bardzo źle świadczy o samym wykładowcy.
Nie każdy jest wykładowcą z powołania...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz