Witam na moim blogu.

Życzę przyjemnego wertowania moich przemyśleń. Zapraszam do komentowania.

czwartek, 3 lutego 2011

Sesja i "współczynnik miłosierdzia"

Jest taki dowcip: "Czym się różni teściowa od terrorysty? Z terrorystą czasem można negocjować!" Nie będzie jednak o teściowej ale o innej kobiecie, z którą mam pewien przedmiot. Wszystko to by było nic, ale kręcenie z zaliczeniem projektu z tego przedmiotu to taki cyrk, że czasem to ręce opadają. Zmiana warunków zaliczenia w ćwierci sesji! Kompletny idiotyzm! Do tego chorobliwa nieustępliwość na każdym kroku...

Sama właściwie nie wie czego chce, a to już prawie jak gwarancja niezbyt precyzyjnych reguł gry. Do tego jej "współczynnik miłosierdzia" równy w przybliżeniu 0 (czytaj "zero"). I nie da się jej przemówić do słuchu, że tak się nie robi. Ciekawe, że teraz jakoś się nie zasłania przepisami, dziekanem itp.

Do tego największy "dekiel" z mojej grupy, który w gorliwości swojej ową kobietę rozsierdził do takiego stopnia, że nawet wspomniana kiedyś wytrzymałość materiałów, którą  zaliczałem w czterech "aktach", okazała się pestką. W końcu to on "zagrzmiał" do szefowej, żeby się określiła w sprawie, która podobno była załatwiona z prowadzącym przedmiot (tym z którym nas czeka egzamin). Właściwie to cały ten pasztet jest  zasługą tego jednego kolegi...

Nadgorliwym mówimy stanowczo NIE!!!

Żeby jakoś dożyć końca sesji w "jednym kawałku"... O tym tylko marzę, tylko śnię...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz