Witam na moim blogu.

Życzę przyjemnego wertowania moich przemyśleń. Zapraszam do komentowania.

czwartek, 5 sierpnia 2010

Chińskie badziewie

To już chyba norma, że gdy kupujemy coś, to patrzymy na napis obwieszczający gdzie trzymany przez nas przedmiot został wyprodukowany. Bardzo często widnieje na nich napis "Made in China", "Movement in China" lub ewentualnie jego brak. Większość przedmiotów importowanych z Kraju Środka to zwykłe badziewia, które mają jedną zaletę: niską cenę. To, że ich wykonanie, jakość a często nawet wygląd pozostawia wiele do życzenia jakoś nie hamuje sprzedaży tego dziadostwa. Import mimo ogólnie kiepskiej opinii na temat chińskich "wynalazków" ma się dobrze. Już nie mówię o chińskich narzędziach, które nadają się chyba tylko dla dzieci do zabawy, bo są robione z materiałów do tego się nie nadających. Ale dzieciom ich przypadkiem nie dawajcie.

Wiele z rzeczy sprowadzanych z Chin z powodzeniem można by produkować w naszym kraju. Nie mówię tu o jakichś skomplikowanych technologicznie sprzętach. Np. latarki LED mają wręcz banalną konstrukcję, a produkcja elementów z tworzyw sztucznych też nie jest specjalnie trudna w warunkach przemysłowych. Podejrzewam, że gdyby takie rodzime wyroby miały dobą jakość, to spotkały by się z zainteresowaniem konsumentów. W końcu jakby można było kupić coś raz i korzystać z tego przez rozsądny czas, a nie jak to jest w przypadku chińskiego badziewia, którego czas "życia" jest zwykle krótki, to znaleźli by się chętni do zakupu. W końcu można zapłacić jeden raz, albo zapłacić mniej kilka razy. "Oszczędny dwa razy traci"

Inny problem to nasze polskie prawo, które sprzyja importowi, ale ciągle daje popalić drobniejszym przedsiębiorcom. Gdy ktoś zakłada działalność gospodarczą, nawet gdy ma dobry pomysł, to dużo ryzykuje. Jeśli nie wykończy go konkurencja, to mogą wykończyć podatki, ZUS itd. Czy to kiedyś się zmieni?

2 komentarze:

  1. Pamiętam pewną anegdotkę, kiedy to wycieczka Chińska będąca w Wiśle chcąc zabrać do swojego kraju jakąś pamiątkę z tego miasta zakupiła "śnieżne kule" z jakimś tam badziewiem w środku, z napisem "Pozdrowienia z Wisły. Jakież było zdziwienie, gdy na odwrocie kuli dostrzegli "Made in China"...
    uśmiech zagościł na ich twarzach ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko już mogę darować Czajnikom, oprócz jednej rzeczy: a mianowicie produkcji dewocjonali. Kiedyś przypadkowo weszedłem do Caritasu i jakie było moje zdziwienie: Różańce, krzyże i inne produkty, bo przecież w w przypadku Kitajców nie można inaczej to nazwać miały etykietę "made in china".Rozumiem, ze nasi cholernie pazerni importerzy sprzedaliby własną matkę za parę groszy, ale chyba jeszcze w tym kraju obowiązują jakieś zasady etyki przediębiorców. Wiem, wiem, marzenie ściętej głowy. Ciekawe, czy Arabowie pozwoliliby na wydawanie Koranu w Chinach. Od razu pojawiłaby się jakaś mała bombka w Pekinie lub Szanghaju

    OdpowiedzUsuń