To pierwsze święto wywodzi się z tradycji krajów demokracji ludowej. W tym roku słyszałem nawet, że zostało wymyślone, aby mężczyźni, po odprawieniu kobiet z czerwonymi goździkami w rękach, mogli bezkarnie iść się napić. Coś w tym jest, zwłaszcza, że taką tezę potwierdzają tradycje alkoholowe choćby Rosjan. Całe szczęście, że obchody tego święta w taki sposób jakoś nie przetrwały u nas w Polsce.
Drugie święto tzw. Dzień Chłopaka to nasz rodzimy "wynalazek". Nie słyszałem żeby taki zwyczaj był kultywowany w jakimkolwiek innym kraju. Ze swojej wieloletniej obserwacji wnioskuję, że to "święto" w zasadzie tylko jest, bo z jego obchodzeniem jest raczej podobnie jak z obchodzeniem dziury w chodniku. Tak, tak... I niech ktoś powie, że jest inaczej.
Abstrahując od tego co napisałem na temat tego, że kobiety potrzebują mężczyzn i na odwrót, to w naszej kulturze utrwala się taki schemat połączony ze stereotypami: płeć piękna = kobieta, płeć brzydka = faceci.
Gdyby mężczyzna zapomniał kobiecie dać prezentu na Dzień Kobiet, choćby symbolicznego kwiatka, to w znakomitej większości przypadków skończyłoby się to dla niego nieprzyjemnie. Gdy jednak kobieta nie da swojemu facetowi nic z okazji wspomnianego Dnia Chłopaka to lepiej żeby siedział cicho, on, ten "brzydki". Z resztą, nic się wtedy nie dzieje. Kiedy chodziłem do szkoły średniej to taka akcja skończyła się tym, że któregoś Dnia Kobiet po prostu nie zorganizowaliśmy. My tzn. chłopcy. Panie się oczywiście po-obrażały na panów, bo jak tak można "zapomnieć". Wyciąganie wniosków zajęło im dużo czasu...
Więc drogie Panie, jeśli tak bardzo chcecie równouprawnienia, to szanujcie Panów, bo na razie wiele z was oczekuje szacunku od nich, nie dając nic w zamian.
PS. Nadzieja, dzięki za życzenia :-)
"Nawet z kamieni, które znajdziesz na swojej drodze, możesz wybudować coś pięknego"
Witam na moim blogu.
czwartek, 30 września 2010
wtorek, 28 września 2010
Tabliczkowe szaleństwo
Zaszalałem sobie, ale jestem z siebie dumny. Wykonałem tabliczki do GDO. Foto niżej.
Skala i tabliczka są wykonane z blachy aluminiowej 0.4mm z pokrywki zepsutego napędu Combo CD-RW. Powierzchnia jest pociągnięta grubym papierem ściernym i przypomina szczotkowaną. Napisy wykonałem termotransferem, tak jak wykonuje się płytki drukowane. Problemem okazała się kreda z papieru, która barwiła mi powierzchnię tonera na biało. Nawet po polerce napisy były białe i brzydkie. Takie uroki. Rozwiązanie się oczywiście znalazło. Jak widać na zdjęciu napisy są zupełnie czarne. Tajemniczy zabieg polega na nasyceniu kredy "tajnym środkiem". Co to jest nie powiem, to moja tajemnica technologiczna. Efekty są prawie tak dobre, jak po wykonaniu nadruków przy wykorzystaniu sitodruku.
Na zdjęciu widoczna jest cewka na zakres 2.8-4MHz. Cewki zrobiłem nawijając zwoje na kawałki rurki od papieru do drukarek termicznych - inkasent mi czasem te rurki zostawiał z rachunkami za prąd. W koniec jest wetknięty wkład wtyczki DIN5 z układem pinów typu "księzyc". Na całości obkurczyłem kawałek grubej koszulki. Cewki wyglądają jak fabryczne. Aby ułatwić sobie nawijanie cewek w korpusach z rurki wykonałem otworki 1mm. Przywiązanie drutu, zwłaszcza cienkiego 0.2mm, ułatwia nawijanie i zabezpiecza cewkę przed rozwijaniem się w koszulce.
Na zdjęciu widać, że nie mam jeszcze wskazówki do gałki strojeniowej. Wkrótce się tam pojawi.
Skala i tabliczka są wykonane z blachy aluminiowej 0.4mm z pokrywki zepsutego napędu Combo CD-RW. Powierzchnia jest pociągnięta grubym papierem ściernym i przypomina szczotkowaną. Napisy wykonałem termotransferem, tak jak wykonuje się płytki drukowane. Problemem okazała się kreda z papieru, która barwiła mi powierzchnię tonera na biało. Nawet po polerce napisy były białe i brzydkie. Takie uroki. Rozwiązanie się oczywiście znalazło. Jak widać na zdjęciu napisy są zupełnie czarne. Tajemniczy zabieg polega na nasyceniu kredy "tajnym środkiem". Co to jest nie powiem, to moja tajemnica technologiczna. Efekty są prawie tak dobre, jak po wykonaniu nadruków przy wykorzystaniu sitodruku.
Na zdjęciu widoczna jest cewka na zakres 2.8-4MHz. Cewki zrobiłem nawijając zwoje na kawałki rurki od papieru do drukarek termicznych - inkasent mi czasem te rurki zostawiał z rachunkami za prąd. W koniec jest wetknięty wkład wtyczki DIN5 z układem pinów typu "księzyc". Na całości obkurczyłem kawałek grubej koszulki. Cewki wyglądają jak fabryczne. Aby ułatwić sobie nawijanie cewek w korpusach z rurki wykonałem otworki 1mm. Przywiązanie drutu, zwłaszcza cienkiego 0.2mm, ułatwia nawijanie i zabezpiecza cewkę przed rozwijaniem się w koszulce.
Na zdjęciu widać, że nie mam jeszcze wskazówki do gałki strojeniowej. Wkrótce się tam pojawi.
poniedziałek, 27 września 2010
Potrzeba bycia potrzebnym
To nie podlega dyskusji, że każdy z nas chce się czuć potrzebny innym osobom. Nie myślę tutaj jedynie o rodzinie, osobach najbliższych. Właściwie to refleksja na ten temat naszła mnie po wysłuchaniu wypowiedzi osób, z którymi uczestniczyłem wczoraj w spotkaniu w Hałcnowie. Postulat bycia potrzebnym padł tam kilka razy. Nie dziwię się. W końcu gdy człowiek przynależy do jakiejś grupy osób, a czuje się niepotrzebny, to jest to zwykle pierwszy dobitny argument do opuszczenia takiego grona.
Było tam kilka par z dziećmi, ale były też pary których związki nie zostały jeszcze sformalizowane. Podczas układania krzeseł w kręgu wywiązała się dyskusja między mną, jedną z koleżanek i moderatorem, dlaczegoż to kobieta potrzebuje mężczyzny... Właściwie to zaczęło się od hasła tej koleżanki: "Bo mężczyźni są nam potrzebni..." No cóż. Pogadaliśmy sobie o tym trochę, potem dołączyły się inne osoby. Kobieta potrzebuje mężczyzny tak jak on potrzebuje kobiety. Związek dwojga tak na dobrą sprawę też jest wspólnotą, tyle że dużo mniejszą bo tylko dwuosobową (potem jak pojawiają się dzieci, to wiadomo: rodzinka się powiększa). Jak któreś z dwojga zaczyna manifestować swoją niezależność pokazując, że tej drugiej osoby nie potrzebuje, to mamy taką samą sytuację jak wyżej. Któreś z dwojga w końcu odchodzi z braku poczucia bycia potrzebnym albo zostaje odrzucone gdy upomni się o swoją rację, swoje miejsce, bo staje się niewygodne.
Bez kwasów się nie obyło bo przy tej rozmowie była pewna osoba, która niedawno stwierdziła, że najlepiej jest jej samej... Czy najlepiej? Sama mówiła, że lubi się czuć potrzebna. Nie rozumiem tego. Z resztą jak któryś mężczyzna zrozumie w 100% kobietę to chyba dostanie Nobla...
Było tam kilka par z dziećmi, ale były też pary których związki nie zostały jeszcze sformalizowane. Podczas układania krzeseł w kręgu wywiązała się dyskusja między mną, jedną z koleżanek i moderatorem, dlaczegoż to kobieta potrzebuje mężczyzny... Właściwie to zaczęło się od hasła tej koleżanki: "Bo mężczyźni są nam potrzebni..." No cóż. Pogadaliśmy sobie o tym trochę, potem dołączyły się inne osoby. Kobieta potrzebuje mężczyzny tak jak on potrzebuje kobiety. Związek dwojga tak na dobrą sprawę też jest wspólnotą, tyle że dużo mniejszą bo tylko dwuosobową (potem jak pojawiają się dzieci, to wiadomo: rodzinka się powiększa). Jak któreś z dwojga zaczyna manifestować swoją niezależność pokazując, że tej drugiej osoby nie potrzebuje, to mamy taką samą sytuację jak wyżej. Któreś z dwojga w końcu odchodzi z braku poczucia bycia potrzebnym albo zostaje odrzucone gdy upomni się o swoją rację, swoje miejsce, bo staje się niewygodne.
Bez kwasów się nie obyło bo przy tej rozmowie była pewna osoba, która niedawno stwierdziła, że najlepiej jest jej samej... Czy najlepiej? Sama mówiła, że lubi się czuć potrzebna. Nie rozumiem tego. Z resztą jak któryś mężczyzna zrozumie w 100% kobietę to chyba dostanie Nobla...
niedziela, 26 września 2010
Spotkania dorosłych i Diakonia Ewangelizacji Ruchu Światło-Życie
To, że zostałem usunięty z lokalnej Oazy młodzieżowej wcale nie przekreśliło możliwości dalszej działalności i współpracy z Ruchem Światło-Życie. W końcu nie jest on "własnością" parafialnego moderatora.
Z inicjatywą spotkań dla nieco starszych w diecezji spotkałem się już jakiś czas temu. Pierwszą próbę zbudowania takiej wspólnoty podjęto 3 lata temu w Bielsku - Białej, jednak bezskutecznie. W zeszłym roku tego, taka grupa ludzi działała przy naszej parafii. Niestety, została zlikwidowana z decyzji moderatora Oazy, bynajmniej nie z powodu braku chętnych - bez łaski.
Teraz rozpoczęliśmy od nowa. Spotkania odbywają się pod patronatem Diakonii Ewangelizacji Ruchu Światło-Życie, do której przystąpić może każdy, bez względu na wiek, odbytą formację itd. Wystarczą chęci i zapał...
Początki
"Inauguracja" odbyła się w Domu Rekolekcyjnym w Hałcnowie i objęła Mszę Świętą, religijne zabawy integracyjne, tradycyjną agape oraz spotkanie - na razie w jednej grupie. Powiedzieliśmy sobie czego oczekujemy od takiej wspólnoty. Moim zdaniem to ważne, bo zabieranie się za "budowanie" bez planu nie daje w tym zakresie dobrych rezultatów. Poznaliśmy się trochę, ale to dopiero "pierwsze koty" i trochę było widać dystanse pomiędzy osobami. To zniknie z czasem:-) Było bardzo wesoło. Wśród uczestników znalazły się również pary z dziećmi. Uczestnictwo jest jednocześnie traktowane jak członkostwo w Diakonii - nie wa wydzielonych jednostek organizacyjnych samej grupy.
Było nas łącznie 16 osób. Planowana liczba uczestników jest bardzo optymistyczna: 50.
Po co zajmować się ewangelizacją dorosłych?
Przyglądając się grupom działającym przy Kościele można odnieść wrażenie, że większość z nich jest przeznaczona dla dzieci, młodzieży i ludzi starszych. Można też odnieść wrażenie, że zapomniano o ludziach młodych. Spotkania formacyjne dla dorosłych są kierowane w szczególności do tych, którzy skończyli 18 lat i w najbliższym czasie będą startować w dorosłe życie, zakładać rodziny itd. Pozostawienie tej grupy wiekowej samej sobie owocuje często bardzo negatywnie w postaci jej laicyzacji i ateizacji . Tak jednak być nie musi...
Z inicjatywą spotkań dla nieco starszych w diecezji spotkałem się już jakiś czas temu. Pierwszą próbę zbudowania takiej wspólnoty podjęto 3 lata temu w Bielsku - Białej, jednak bezskutecznie. W zeszłym roku tego, taka grupa ludzi działała przy naszej parafii. Niestety, została zlikwidowana z decyzji moderatora Oazy, bynajmniej nie z powodu braku chętnych - bez łaski.
Teraz rozpoczęliśmy od nowa. Spotkania odbywają się pod patronatem Diakonii Ewangelizacji Ruchu Światło-Życie, do której przystąpić może każdy, bez względu na wiek, odbytą formację itd. Wystarczą chęci i zapał...
Początki
"Inauguracja" odbyła się w Domu Rekolekcyjnym w Hałcnowie i objęła Mszę Świętą, religijne zabawy integracyjne, tradycyjną agape oraz spotkanie - na razie w jednej grupie. Powiedzieliśmy sobie czego oczekujemy od takiej wspólnoty. Moim zdaniem to ważne, bo zabieranie się za "budowanie" bez planu nie daje w tym zakresie dobrych rezultatów. Poznaliśmy się trochę, ale to dopiero "pierwsze koty" i trochę było widać dystanse pomiędzy osobami. To zniknie z czasem:-) Było bardzo wesoło. Wśród uczestników znalazły się również pary z dziećmi. Uczestnictwo jest jednocześnie traktowane jak członkostwo w Diakonii - nie wa wydzielonych jednostek organizacyjnych samej grupy.
Było nas łącznie 16 osób. Planowana liczba uczestników jest bardzo optymistyczna: 50.
Po co zajmować się ewangelizacją dorosłych?
Przyglądając się grupom działającym przy Kościele można odnieść wrażenie, że większość z nich jest przeznaczona dla dzieci, młodzieży i ludzi starszych. Można też odnieść wrażenie, że zapomniano o ludziach młodych. Spotkania formacyjne dla dorosłych są kierowane w szczególności do tych, którzy skończyli 18 lat i w najbliższym czasie będą startować w dorosłe życie, zakładać rodziny itd. Pozostawienie tej grupy wiekowej samej sobie owocuje często bardzo negatywnie w postaci jej laicyzacji i ateizacji . Tak jednak być nie musi...
Następne spotkanie odbędzie się 24.10.2010r. (czwarta niedziela października)
o godzinie 15:00
(ul. Siostry Małgorzaty Szewczyk 24).
W imieniu swoim i innych
Serdecznie zapraszam!!!
środa, 22 września 2010
Wybaczyć samemu sobie
Mamy wybaczać sobie wzajemnie - to wiemy wszyscy. Jednak jest jedna rzecz, którą trzeba zrobić zanim się zabierzemy za przepraszanie, po tym jak coś przeskrobiemy. Trzeba w pierwszej kolejności wybaczyć sobie to, co złego zrobiliśmy.
Może to brzmieć dziwnie, ale wybaczenie samemu sobie polega na uświadomieniu sobie co było złe, czyli określeniu problemu. Potem trzeba się się pogodzić z prawdą o sobie samym. To jest chyba najtrudniejsze, ale niezwykle potrzebne w tym przypadku. Jeśli sobie nie wybaczymy, to zasypiamy z "bombą" pod poduszką. Wymuszanie na sobie zapomnienia o sprawie tylko odracza ostateczną rozprawę z samym sobą. Raz za czas coś będzie przypominało nam o zdarzeniu z przeszłości, znowu będzie nas bolało to, o czym tak skrupulatnie próbowaliśmy zapomnieć. To, że ktoś/coś nam tej "bomby" nie zdetonuje przecież wcale nie musi zależeć od naszej woli.
A co wtedy gdy sumienie dręczy do tego stopnia, że nie da się zapomnieć? Stanie się niewolnikiem przeszłości może być mieć bardzo poważne konsekwencje dla zdrowia psychicznego. Bycie okrutnym dla samego siebie, dręczenie się w skrajnych przypadkach może prowadzić do załamania nerwowego a nawet do samobójstwa. Przecież nie trzeba płacić za jeden zły uczynek całym życiem.
Pogodzenie się z samym sobą to jednocześnie wyciągnięcie wniosków i chęć budowania na tej wiedzy lepszego jutra. Owszem, przyjemniej jest się uczyć na czyichś błędach i doświadczeniach, ale z mądrości płynącej z własnych wpadek też trzeba korzystać.
Może to brzmieć dziwnie, ale wybaczenie samemu sobie polega na uświadomieniu sobie co było złe, czyli określeniu problemu. Potem trzeba się się pogodzić z prawdą o sobie samym. To jest chyba najtrudniejsze, ale niezwykle potrzebne w tym przypadku. Jeśli sobie nie wybaczymy, to zasypiamy z "bombą" pod poduszką. Wymuszanie na sobie zapomnienia o sprawie tylko odracza ostateczną rozprawę z samym sobą. Raz za czas coś będzie przypominało nam o zdarzeniu z przeszłości, znowu będzie nas bolało to, o czym tak skrupulatnie próbowaliśmy zapomnieć. To, że ktoś/coś nam tej "bomby" nie zdetonuje przecież wcale nie musi zależeć od naszej woli.
A co wtedy gdy sumienie dręczy do tego stopnia, że nie da się zapomnieć? Stanie się niewolnikiem przeszłości może być mieć bardzo poważne konsekwencje dla zdrowia psychicznego. Bycie okrutnym dla samego siebie, dręczenie się w skrajnych przypadkach może prowadzić do załamania nerwowego a nawet do samobójstwa. Przecież nie trzeba płacić za jeden zły uczynek całym życiem.
Pogodzenie się z samym sobą to jednocześnie wyciągnięcie wniosków i chęć budowania na tej wiedzy lepszego jutra. Owszem, przyjemniej jest się uczyć na czyichś błędach i doświadczeniach, ale z mądrości płynącej z własnych wpadek też trzeba korzystać.
"Lepsze jutro zależy od dziś"
/autora nie pamiętam/
wtorek, 21 września 2010
Dwugarbna sinusoida - harmoniczne
Niedawno pisałem o tym, że buduję sobie generator- falomierz GDO. W zasadzie skończyłem część elektroniczną. Jak wykonam odpowiednią skalę i cewki to może zamieszczę tu jakieś symboliczne foto. Generator działa. Oczywiście nie obyło się bez dodatkowych atrakcji w postaci wymiany niektórych elementów na inne, małych zmian w układzie elektrycznym generatora. Oto one:
1. Zamiast diody pojemnościowej BB204 (bardzo dobrej z resztą) wykorzystałem kondensator strojeniowy z chińskiego radiobudzika 10-70pF + 10-150pF. Zakres strojenia jest szerszy, a przez taką zmianę uniezależniłem się od napięcia zasilania - częstotliwość przynajmniej teoretycznie od niego nie zależy.
2. Tranzystor Q02 jest typu BF414 a nie jak w oryginale BF324. Tego drugiego jakoś nie znalazłem. Próbowałem z BF314 ze starej głowicy UKF, ale układ nie działał wcale.
3. Rezystor R10 (56k) został usunięty. Kondensator filtrujący napięcie z detektora rozładowuje się wystarczająco dobrze przez tranzystor Q04.
4. Mój falomierz jest zasilany z zasilacza. Bateria 6F22 niestety nie zmieściła się w obudowie KM-37B razem z VU-metrem magnetofonowym Mera.
Tyle by było zmian. Generator wytwarza przebieg sinusoidalny, ale na wyższych zakresach (powyżej ok. 35MHz). Mam problem z harmonicznymi sygnału podstawowego. W rezultacie na niektórych zakresach widmo tego co można dostać na wyjściowym BNC jest raczej nieciekawe:
1. Zamiast diody pojemnościowej BB204 (bardzo dobrej z resztą) wykorzystałem kondensator strojeniowy z chińskiego radiobudzika 10-70pF + 10-150pF. Zakres strojenia jest szerszy, a przez taką zmianę uniezależniłem się od napięcia zasilania - częstotliwość przynajmniej teoretycznie od niego nie zależy.
2. Tranzystor Q02 jest typu BF414 a nie jak w oryginale BF324. Tego drugiego jakoś nie znalazłem. Próbowałem z BF314 ze starej głowicy UKF, ale układ nie działał wcale.
3. Rezystor R10 (56k) został usunięty. Kondensator filtrujący napięcie z detektora rozładowuje się wystarczająco dobrze przez tranzystor Q04.
4. Mój falomierz jest zasilany z zasilacza. Bateria 6F22 niestety nie zmieściła się w obudowie KM-37B razem z VU-metrem magnetofonowym Mera.
Tyle by było zmian. Generator wytwarza przebieg sinusoidalny, ale na wyższych zakresach (powyżej ok. 35MHz). Mam problem z harmonicznymi sygnału podstawowego. W rezultacie na niektórych zakresach widmo tego co można dostać na wyjściowym BNC jest raczej nieciekawe:
Analizę widmową wykonałem oscyloskopem DSO Rigol DS1052. Nie jest to jakiś wielki problem, bo mój miernik częstotliwości Zopan PFL-28A na harmoniczną nie reaguje (?!?). Po zbadaniu tego co wstępuje na zaciskach sprzężonego z generatorem obwodu LC stwierdziłem, że harmoniczna została "wycięta". Możliwe, że to dlatego GDO nie ma filtra wyjściowego, jaki znajdziemy w każdym generatorze stacjonarnym.
poniedziałek, 20 września 2010
Waga gestu
Zwykły uścisk dłoni, zwykłe przytulenie, zwykłe buziaki... Czy są takie zwykłe? Otóż nie, choć wydaje mi się, że często wykonujemy gesty nie zastanawiając się co one tak na prawdę znaczą. Czasem po prostu wykonujemy jakiś gest, bo inni tak robią. To jest akurat zwykłe małpowanie...
Z bardzo ciekawym i zarazem kontrowersyjnym podejściem do ściskania się przy powitaniach i pożegnaniach spotkałem się końcem zeszłego tygodnia. Pewna osoba, z którą łączy mnie dość serdeczna znajomość stwierdziła, że robi to "z mojej inicjatywy". Czy to jest jakaś łaska dla mnie? Nie ściskałem się z tym kimś w myślach, on tam był, brał w tym udział, też się ściskał. (Dla ścisłości powiem, że to kobieta) Nic nie przemawiało za tym, że ta osoba robi to przeciw swojej woli. Więc o co chodzi? Nabijamy "puste" uściski? Powiedziałem temu komuś, że jak mamy się ściskać dla samego ściskania to nie jest to nigdzie napisane, że w ogóle musimy to robić. Mocny argument zadziałał, choć przyznam, że miłe to wcale nie było...
Podobnie jest z podawaniem ręki. Gest, który ma oznaczać pokój często jest jedynie zwykłym przywitaniem, a potem jest już tylko proza życia... Dlaczego tak trudno docenić wagę gestu?
Przypomniał mi się taki cytat:
"Miłosne" nie pasuje do wszystkich przypadków, ale dobrze widać, że gesty mają wynikać z czegoś głębszego a nie z samych siebie.
Z bardzo ciekawym i zarazem kontrowersyjnym podejściem do ściskania się przy powitaniach i pożegnaniach spotkałem się końcem zeszłego tygodnia. Pewna osoba, z którą łączy mnie dość serdeczna znajomość stwierdziła, że robi to "z mojej inicjatywy". Czy to jest jakaś łaska dla mnie? Nie ściskałem się z tym kimś w myślach, on tam był, brał w tym udział, też się ściskał. (Dla ścisłości powiem, że to kobieta) Nic nie przemawiało za tym, że ta osoba robi to przeciw swojej woli. Więc o co chodzi? Nabijamy "puste" uściski? Powiedziałem temu komuś, że jak mamy się ściskać dla samego ściskania to nie jest to nigdzie napisane, że w ogóle musimy to robić. Mocny argument zadziałał, choć przyznam, że miłe to wcale nie było...
Podobnie jest z podawaniem ręki. Gest, który ma oznaczać pokój często jest jedynie zwykłym przywitaniem, a potem jest już tylko proza życia... Dlaczego tak trudno docenić wagę gestu?
Przypomniał mi się taki cytat:
"Jeśli Wasze miłosne gesty
mają w sobie za mało miłości,
nie wińcie za to gestów,
ale samych siebie
i wasze uczucia"
/Dino Semplici/
środa, 15 września 2010
Hiszpańskie KF
Poszukując schematu generatora GDO trafiłem na dość ciekawą stronę hiszpańskiego krótkofalowca EA4NH. Znalazłem tam kompletną dokumentację dość ciekawego rozwiązania takiego generatora. No cóż czas skończyć z półśrodkami typu "majstrowanie" generatorów na UL1202 lub tranzystorach w pajęczynie, bo znów "źródło" sygnałów w.cz. stało się potrzebne a go nie mam. W najbliższym czasie powstanie mój klon urządzenia, którego znajduje się niżej;-)
Strona zawiera opisy różnych urządzeń elektronicznych przydatnych przy budowie i uruchamianiu urządzeń radiowych. Co mnie zdziwiło, projekty są kompletne, razem z rysunkami płytek, opisami cewek - po prostu wystarczy skompletować podzespoły, zmontować i uruchomić. Oczywiście wiedza elektroniczna mile widziana - układy w.cz. są chyba najbardziej kapryśne ze wszystkich.
Link
EA4NH 73!
GDO konstrukcji EA4NH (źródło: http://www.ea4nh.com) |
Link
EA4NH 73!
piątek, 10 września 2010
Alegorie
Środek artystyczny, z którym spotykamy się na co dzień. W końcu jest to taki specyficzny rodzaj przenośni. Reklamy, obrazy, fotografie... Do wszystkiego można przypasować jakiś nieoczywisty kontekst. Mamy takie zdjęcie:
Dla mnie to zwykła eurokarta 4/4 do owijania. Ale jakby się do tego dorwał jakiś szalony, to mógłby powiedzieć, że widzi jak bardzo poplątane życie człowieka itd. Coś by w tym nawet było, bo dołożenie czegoś na takiej płycie, zmontowanie - zbudowanie, nawiązanie relacji - wymaga jednak sumiennej i dokładnej pracy, poświęcenia. Zmiany wcale nie są łatwe, bo odwijanie i wyjmowanie pojedynczych drutów , zwłaszcza z mocno napchanego pakietu jest trudne a potem przecież trzeba wykonać nowe połączenia, powymieniać podzespoły z drugiej strony...
"Popełniłem" swego czasu bardzo alegoryczny obraz, tak przy okazji ostatnich urodzin mnie natchnęło pod wpływem pewnego życzenia:
Tłumaczył alegorii nie będę. Jest ich tu kilka, ale myślę, że się zorientujecie sami co oznacza który element;-)
PS. Ostatnio usłyszałem, że mimo iż wytrzeźwiałem na ciele po weselu, nadal jestem pijany duchem. Może to wina wysokiego biorytmu emocjonalnego? Nieee...! Modeli i podziałów matematycznych w życiu raczej nie uznaję, ale traktuję je jako ciekawostkę.
Dla mnie to zwykła eurokarta 4/4 do owijania. Ale jakby się do tego dorwał jakiś szalony, to mógłby powiedzieć, że widzi jak bardzo poplątane życie człowieka itd. Coś by w tym nawet było, bo dołożenie czegoś na takiej płycie, zmontowanie - zbudowanie, nawiązanie relacji - wymaga jednak sumiennej i dokładnej pracy, poświęcenia. Zmiany wcale nie są łatwe, bo odwijanie i wyjmowanie pojedynczych drutów , zwłaszcza z mocno napchanego pakietu jest trudne a potem przecież trzeba wykonać nowe połączenia, powymieniać podzespoły z drugiej strony...
"Popełniłem" swego czasu bardzo alegoryczny obraz, tak przy okazji ostatnich urodzin mnie natchnęło pod wpływem pewnego życzenia:
Tłumaczył alegorii nie będę. Jest ich tu kilka, ale myślę, że się zorientujecie sami co oznacza który element;-)
PS. Ostatnio usłyszałem, że mimo iż wytrzeźwiałem na ciele po weselu, nadal jestem pijany duchem. Może to wina wysokiego biorytmu emocjonalnego? Nieee...! Modeli i podziałów matematycznych w życiu raczej nie uznaję, ale traktuję je jako ciekawostkę.
wtorek, 7 września 2010
Wesele Anny i Roberta
I ja tam byłem. Miód i wino piłem... Było świetnie. Fantastyczna kapela, doskonałe jedzenie. Nowi znajomi. Po prostu wesele pełną gębą.
Poszedłem sam, ale się nie nudziłem. Nie obyło się bez tłumaczenia rodzicom wesela czemu akurat tak, no ale to było do przewidzenia. Najwyraźniej jeszcze nie widzieli o tym, co się stało. Potem już było wszystko w porządku, a nawet lepiej niż przypuszczałem.
Wszystko od samego ślubu po sam koniec poprawin odbyło się bez zakłóceń. Jestem pod wrażeniem i chylę czoła. W tym roku byłem na kilku ślubach, a w większości przypadków pojawiały się takie wpadki, że nie wiedziałem czy się śmiać czy płakać. Pogoda trochę się zepsuła, ale przez to, że było chłodno na sali nie było usypiającej "parówki". W poprawiny na niebie pojawiły się piękne tęcze.
PS. Buziak dla Justyny :-* Pozdrowienia dla niestrudzonego przedstawiciela oddziału SWAT (pol. swat;-)) - pana Józka i jego żony :-D
Poszedłem sam, ale się nie nudziłem. Nie obyło się bez tłumaczenia rodzicom wesela czemu akurat tak, no ale to było do przewidzenia. Najwyraźniej jeszcze nie widzieli o tym, co się stało. Potem już było wszystko w porządku, a nawet lepiej niż przypuszczałem.
Wszystko od samego ślubu po sam koniec poprawin odbyło się bez zakłóceń. Jestem pod wrażeniem i chylę czoła. W tym roku byłem na kilku ślubach, a w większości przypadków pojawiały się takie wpadki, że nie wiedziałem czy się śmiać czy płakać. Pogoda trochę się zepsuła, ale przez to, że było chłodno na sali nie było usypiającej "parówki". W poprawiny na niebie pojawiły się piękne tęcze.
Wszystkiego najlepszego Młodej Parze i żeby to co tych dwoje połączyło nigdy się nie skończyło!
Jeszcze raz wielkie dzięki za zaproszenie.
PS. Buziak dla Justyny :-* Pozdrowienia dla niestrudzonego przedstawiciela oddziału SWAT (pol. swat;-)) - pana Józka i jego żony :-D
sobota, 4 września 2010
Tydzień z Ewangelią 2010
Od 10-18 września 2010r. odbędzie się Tydzień z Ewangelią w Bielsku - Białej. Nie ukrywam, że czekałem na niego. W każdym bądź razie, zachęcam do wzięcia udziału. O szczegółach można sobie poczytać tutaj.
Program całego TzE można sobie pobrać tutaj: Program [pdf].
Możliwe, że się tam spotkamy...;-)
Program całego TzE można sobie pobrać tutaj: Program [pdf].
Możliwe, że się tam spotkamy...;-)
środa, 1 września 2010
Pożegnanie z Oazą młodzieżową Ruchu Światło - Życie
Wszystko ma swój kres... Kres, jak kres, ale właściwie kiedy wstąpiłem do tej wspólnoty nie sądziłem, że finał będzie miał taką postać. Tak w ogóle to już od dłuższego czasu byłem z niej systematycznie usuwany, tak krok po kroku przez moderatora i jego ulubienicę. Zaczęło się od odcięcia od informacji, niby żebym ustąpił miejsca młodszym - no dobra. Na "wykop" zostałem właściwie skazany po rozejściu się z jedną z animatorek. Niby, żeby nie było skandalu, ale moim zdaniem głównie dlatego, że ktoś na mnie sukcesywnie się żalił moderatorowi. Owszem najmłodszy nie jestem, chodziłem do swojej grupy wiekowej na spotkania więc nie kapuję dlaczego komuś jeszcze przeszkadzałem...
Wiele osób tak sądzi, tylko dlatego, że w ogóle tam przychodziłem. Tak wyszło, a że ten związek okazał się tragifarsą... Całe szczęście, że się tylko tak się skończyło. Gdyby fakty wypłynęły gdzieś na zewnątrz, to efekty byłyby porównywalne ze zrzuceniem napalmu na "cudowne" życie tej panny. To co można znaleźć na tym blogu to jedynie czubek góry - resztę zostawiłem dla siebie.
Czas na podsumowanie - to po kolei:
1. Hierarchia wartości się u mnie trochę zmieniła - myślę, że na lepsze. Wyciągnąłem z głębokiego marazmu moje życie religijne. Zrozumiałem jak głęboko byłem zaszyty w swojej samotności. Zacząłem doceniać obecność innych ludzi w moim życiu.
2. Formacja. Spotkania swoją drogą, ale więcej czytałem na różne tematy. Dyskusje na forum Oazy raczej były słabe, ukierunkowane względem konspektów. Takie dopasowywanie dyskusji do planu - trochę kicha. Nie boję się trudnych tematów i przedstawiania własnego zdania - czasem przypłacałem to oburzeniem innych... Z rekolekcjami nic nie wyszło, ale jak widzę po co właściwie ci ludzie na nie jeżdżą to nie żałuję.
3. Rok uczestnictwa w KWC. No cóż. Właściwie to jestem abstynentem, a podpisanie deklaracji przystąpienia do Krucjaty to było takie sformalizowanie mojego wyboru. Nie zostałem członkiem KWC, ale zamierzam trwać w swoim postanowieniu.
4. Wspólnota - chyba wreszcie zrozumiałem gdzie jest podstawowy problem w jej budowaniu, gdzie są wąskie gardła. Jak już kiedyś wspomniałem Oazy mają słuszne założenia jak cały RŚ-Ż ale zwykle wykonanie tych wspólnot jest partackie. Jak się coś sypie to zamiast to poprawić urządza się polowanie na "rozbijaczy". Fee... Ruch dalej będę popierał, polityki miejscowej Oazy: NIE!!!
5. Wśród osób, które poznałem w tym okresie czasu, mam mimo tych wszystkich dodatkowych atrakcji, kilku serdecznych znajomych, a nawet przyjaciół :-) Szkoda, że na Oazie tak mocno wypacza się pojęcie przyjaźni i miłości. Z resztą to widać po zachowaniu niektórych jej członków.
6. Jeżeli chodzi o śpiewanie: solistą dalej jestem kiepskim, ale w chórku dobrze daję sobie radę. To już koniec wspólnych "projektów" muzycznych.
Podczas mojej bytności namalowałem największe dzieło w moim życiu: transparent na Lednicę - gdy go malowałem idea została olana. Jak nie pojechałem tam w tym roku nagle stał się czymś ważnym...
Wirtuozem gry na gitarze nie byłem i nie jestem. Gram nadal dla przyjemności i nie zamierzam przestać. Na Oazie mogą grać nawet gitarowe "łamagi" byle muzyczna "cieszyła michę" i nie był to ja, ani mój brat :-P Pomysł uczenia się grania z innymi tam, na miejscu nie przetrwał interwencji moderatora...
To chyba tyle. Fajnie było, ale tylko do czasu. Pamiętam, jak mnie zachęcano, żebym wstąpił do tej wspólnoty. To koniec jakiejkolwiek współpracy. Dziękuję za wszystko i nie łaźcie do mnie z niczym drodzy Oazowicze bo... ...doskonale dajecie sobie radę beze mnie:-P
Do publicznej wiadomości:
NIE CHODZIŁEM NA OAZĘ DLA TEJ DZIEWCZYNY!!!
Wiele osób tak sądzi, tylko dlatego, że w ogóle tam przychodziłem. Tak wyszło, a że ten związek okazał się tragifarsą... Całe szczęście, że się tylko tak się skończyło. Gdyby fakty wypłynęły gdzieś na zewnątrz, to efekty byłyby porównywalne ze zrzuceniem napalmu na "cudowne" życie tej panny. To co można znaleźć na tym blogu to jedynie czubek góry - resztę zostawiłem dla siebie.
Czas na podsumowanie - to po kolei:
1. Hierarchia wartości się u mnie trochę zmieniła - myślę, że na lepsze. Wyciągnąłem z głębokiego marazmu moje życie religijne. Zrozumiałem jak głęboko byłem zaszyty w swojej samotności. Zacząłem doceniać obecność innych ludzi w moim życiu.
2. Formacja. Spotkania swoją drogą, ale więcej czytałem na różne tematy. Dyskusje na forum Oazy raczej były słabe, ukierunkowane względem konspektów. Takie dopasowywanie dyskusji do planu - trochę kicha. Nie boję się trudnych tematów i przedstawiania własnego zdania - czasem przypłacałem to oburzeniem innych... Z rekolekcjami nic nie wyszło, ale jak widzę po co właściwie ci ludzie na nie jeżdżą to nie żałuję.
3. Rok uczestnictwa w KWC. No cóż. Właściwie to jestem abstynentem, a podpisanie deklaracji przystąpienia do Krucjaty to było takie sformalizowanie mojego wyboru. Nie zostałem członkiem KWC, ale zamierzam trwać w swoim postanowieniu.
4. Wspólnota - chyba wreszcie zrozumiałem gdzie jest podstawowy problem w jej budowaniu, gdzie są wąskie gardła. Jak już kiedyś wspomniałem Oazy mają słuszne założenia jak cały RŚ-Ż ale zwykle wykonanie tych wspólnot jest partackie. Jak się coś sypie to zamiast to poprawić urządza się polowanie na "rozbijaczy". Fee... Ruch dalej będę popierał, polityki miejscowej Oazy: NIE!!!
5. Wśród osób, które poznałem w tym okresie czasu, mam mimo tych wszystkich dodatkowych atrakcji, kilku serdecznych znajomych, a nawet przyjaciół :-) Szkoda, że na Oazie tak mocno wypacza się pojęcie przyjaźni i miłości. Z resztą to widać po zachowaniu niektórych jej członków.
6. Jeżeli chodzi o śpiewanie: solistą dalej jestem kiepskim, ale w chórku dobrze daję sobie radę. To już koniec wspólnych "projektów" muzycznych.
Podczas mojej bytności namalowałem największe dzieło w moim życiu: transparent na Lednicę - gdy go malowałem idea została olana. Jak nie pojechałem tam w tym roku nagle stał się czymś ważnym...
Wirtuozem gry na gitarze nie byłem i nie jestem. Gram nadal dla przyjemności i nie zamierzam przestać. Na Oazie mogą grać nawet gitarowe "łamagi" byle muzyczna "cieszyła michę" i nie był to ja, ani mój brat :-P Pomysł uczenia się grania z innymi tam, na miejscu nie przetrwał interwencji moderatora...
To chyba tyle. Fajnie było, ale tylko do czasu. Pamiętam, jak mnie zachęcano, żebym wstąpił do tej wspólnoty. To koniec jakiejkolwiek współpracy. Dziękuję za wszystko i nie łaźcie do mnie z niczym drodzy Oazowicze bo... ...doskonale dajecie sobie radę beze mnie:-P
Subskrybuj:
Posty (Atom)