Z bardzo ciekawym i zarazem kontrowersyjnym podejściem do ściskania się przy powitaniach i pożegnaniach spotkałem się końcem zeszłego tygodnia. Pewna osoba, z którą łączy mnie dość serdeczna znajomość stwierdziła, że robi to "z mojej inicjatywy". Czy to jest jakaś łaska dla mnie? Nie ściskałem się z tym kimś w myślach, on tam był, brał w tym udział, też się ściskał. (Dla ścisłości powiem, że to kobieta) Nic nie przemawiało za tym, że ta osoba robi to przeciw swojej woli. Więc o co chodzi? Nabijamy "puste" uściski? Powiedziałem temu komuś, że jak mamy się ściskać dla samego ściskania to nie jest to nigdzie napisane, że w ogóle musimy to robić. Mocny argument zadziałał, choć przyznam, że miłe to wcale nie było...
Podobnie jest z podawaniem ręki. Gest, który ma oznaczać pokój często jest jedynie zwykłym przywitaniem, a potem jest już tylko proza życia... Dlaczego tak trudno docenić wagę gestu?
Przypomniał mi się taki cytat:
"Jeśli Wasze miłosne gesty
mają w sobie za mało miłości,
nie wińcie za to gestów,
ale samych siebie
i wasze uczucia"
/Dino Semplici/
jestem dość wyczulony na gesty, (bardzo dużo mówią o charakterze człowieka) wnioski jednak zachowuje zawsze dla siebie ;)
OdpowiedzUsuń