To nie podlega dyskusji, że każdy z nas chce się czuć potrzebny innym osobom. Nie myślę tutaj jedynie o rodzinie, osobach najbliższych. Właściwie to refleksja na ten temat naszła mnie po wysłuchaniu wypowiedzi osób, z którymi uczestniczyłem wczoraj w spotkaniu w Hałcnowie. Postulat bycia potrzebnym padł tam kilka razy. Nie dziwię się. W końcu gdy człowiek przynależy do jakiejś grupy osób, a czuje się niepotrzebny, to jest to zwykle pierwszy dobitny argument do opuszczenia takiego grona.
Było tam kilka par z dziećmi, ale były też pary których związki nie zostały jeszcze sformalizowane. Podczas układania krzeseł w kręgu wywiązała się dyskusja między mną, jedną z koleżanek i moderatorem, dlaczegoż to kobieta potrzebuje mężczyzny... Właściwie to zaczęło się od hasła tej koleżanki: "Bo mężczyźni są nam potrzebni..." No cóż. Pogadaliśmy sobie o tym trochę, potem dołączyły się inne osoby. Kobieta potrzebuje mężczyzny tak jak on potrzebuje kobiety. Związek dwojga tak na dobrą sprawę też jest wspólnotą, tyle że dużo mniejszą bo tylko dwuosobową (potem jak pojawiają się dzieci, to wiadomo: rodzinka się powiększa). Jak któreś z dwojga zaczyna manifestować swoją niezależność pokazując, że tej drugiej osoby nie potrzebuje, to mamy taką samą sytuację jak wyżej. Któreś z dwojga w końcu odchodzi z braku poczucia bycia potrzebnym albo zostaje odrzucone gdy upomni się o swoją rację, swoje miejsce, bo staje się niewygodne.
Bez kwasów się nie obyło bo przy tej rozmowie była pewna osoba, która niedawno stwierdziła, że najlepiej jest jej samej... Czy najlepiej? Sama mówiła, że lubi się czuć potrzebna. Nie rozumiem tego. Z resztą jak któryś mężczyzna zrozumie w 100% kobietę to chyba dostanie Nobla...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz