Witam na moim blogu.

Życzę przyjemnego wertowania moich przemyśleń. Zapraszam do komentowania.

sobota, 17 lipca 2010

Miedzy teorią a praktyką

Po przeprawie z przetwornica impulsową udało mi się wreszcie uruchomić mój impulsowy stabilizator prądu ładowania. Mimo, iż w nocie katalogowej od LM78S40 jest cały komplet wzorów do obliczania wartości elementów współpracujących z tą kostką, to okazało się, że między tym co się z nich "wykluło" a tym co wynikło z doświadczalnego ich doboru jest przepaść.

Po co zabawa w dobieranie? Jak mi to nie działało prawie wcale, to jakoś nie widziałem innego rozsądnego rozwiązania. I tak np. zamiast masywnego rezystora czujnika prądu 0.33R wylądował dwucentymetrowy odcinek srebrzanki 1mm. Absurdalne, ale z takim "opornikiem" działa dobrze. Inny przykład to kondensator oscylatora było 330nF a jest 10nF. Starzał kulą w płot po prostu!

Najpiękniejszy kwiatek to był jednak z diodą usprawniającą za dławikiem. Co ona tam robi w nocie aplikacyjnej nie wiem, wiem tylko, że w tym miejscu to jej obecność nic nie daje - mogłoby jej nie być wcale. Po co wtedy stosować dławik? Przecież on i tak nie odda energii do obciążenia, bo przez co ten prąd ma płynąć? Przez otwarty klucz przetwornicy? Bezsens! Ma być wpięta przed dławikiem!

Najwyraźniej konsekwentność nie jest najmocniejszą stroną nawet u producentów półprzewodników. Nie skończyło się kłębami dymu więc wszystko jest OK. Teraz po dokonaniu poprawek ładuję mój pakiecik. Ciekawe co z tego wyjdzie. Efekty zobaczymy za 5 godzin (zacząłem 2 godziny temu). Jak układ stabilizatora prądu zda egzamin to dobudujemy automatykę i będę miał bardzo ciekawe rozwiązanie ładowarki. A może będzie się to nadawało do akumulatorów bezobsługowych?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz