Nie będzie jednak o wyborach. Ten temat uważam za jak najbardziej zamknięty. Ostatnim czasem zdarza mi się, że ktoś mnie prosi o to, żebym był przy jakiejś rozmowie tylko dlatego żebym po prostu był, bo się on się czuje wtedy pewniej. Dziwne czy zupełnie normalne? Oto jest pytanie...
Owszem, gdy jest się z kimś znajomym, to buduje się w nas choćby odrobina pewności siebie. Wątpliwa to jednak przyjemność, gdy się bierze przy takiej rozmowie pośrednio udział w praniu czyichś brudów. W każdym razie nie noszę ze sobą korków do uszu, żeby nie musieć słuchać samej rozmowy, która i tak mnie nie dotyczy. Tajemnicy dochować potrafię, ale samo uczestniczenie w takich sytuacjach powoduje we mnie poczucie niezręczności. Nie lubię się mieszać w nieswoje sprawy, bo potem się zdarza, że niepotrzebnie "figuruję w ich aktach".
Z drugiej strony gdy ktoś mnie prosi o bycie "mężem zaufania" to trudno mi odmówić takiego wsparcia - taki mały paradoks. Odmowa byłaby czymś w rodzaju stwierdzenia: "Mam Cię w nosie". Co najwyżej, czasem próbuję przekonać proszącego, że to w cale nie jest takie konieczne. Zwykle trafiają mi się jednak uparciuchy, których się nie da nijak do tego przekonać i ... dalej jest jak wyżej.
To, że ludzie mi ufają mnie cieszy, ale...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz