Bezproblemowo - czy tak się w ogóle da żyć? Niedawno usłyszałem, że pewna osoba stwierdziła, iż teraz to ona nie ma już żadnych problemów. Bardzo ciekawe stwierdzenie. Od razu przyszło mi na myśl, że "Ja też bym tak chciał". Chciałbym? To zależy z czego się bierze owa "życiowa bezproblemowość".
Źródłem permanentnej bezproblemowości mógłby być stan, w którym nic w naszym życiu wspomnianych problemów nie generuje, nie stwarza ich. Nie ma źródeł problemów. Po prostu stan kompletnej utopii, gdzie idealny porządek warunkuje równowagę całości świadka, w którym żyjemy. Celowo napisałem "idealny", bo nic na tym świecie takie nie jest! Chyba, że czyjś świat ogranicza się do czterech ścian, jego samego i niczego więcej (no i oczywiście to mu sprawia radochę).
Stan kompletnego wyizolowania od potencjalnych źródeł niepokoju mógłby być metodą na zapewnienie sobie bezproblemowego bytowania. Nie powiem, że tak się nie da zrobić. Przecież nikt nam nie karze się przejmować czymkolwiek, każdy problem można "wrzucić" do kąta i nic z nim nie zrobić. Gdy ktoś zwróci się do nas o pomoc, to przecież nigdzie nie jest napisane, że to nasz problem...
Ucieczka nie pomoże. Hałda trosk z zewnątrz kiedyś będzie tak wielka, że zwali się na "idealny bezproblemowy świat" takiej osoby. Zamiatanie wszystkiego "pod dywan" tez już nie pomoże, bo na kupce pod dywanem będzie się co rusz potykała... Trzeba będzie "posprzątać".
Bezproblemowo na pewno się nie uda.
Format człowieka widać po tym jak rozwiązuje problemy, a nie po tym jak je omija...
nawet problem, sam w sobie, może być rozwiązaniem... nie ma źle :)
OdpowiedzUsuń