Witam na moim blogu.

Życzę przyjemnego wertowania moich przemyśleń. Zapraszam do komentowania.

środa, 27 października 2010

Spotkanie Wspólnoty Ewangelizacyjnej Ruchu Ś-Ż: październik

W niedzielę odbyło się drugie spotkanie naszej Wspólnoty. Niestety nie dotarli na nie wszyscy i mimo, że pojawiły się nowe twarze była nas tylko czternastka. Tematyka spotkania była związana z dwoma pytaniami:

Kim jestem?
Kim jest dla mnie Jezus Chrystus?

Wydawałoby się, na oba te pytania łatwo sobie odpowiedzieć. Okazuje, się że jednak łatwiej jest podkolorować obraz samego siebie we własnych oczach, usprawiedliwić się tym, że przecież inne osoby nie postępują lepiej.  O odpowiedziach na drugie pytanie opowiem trochę dalej.

Jak zawsze zaczęliśmy od Mszy Św., której przewodził moderator Diakonii Ewangelizacji ks. Ryszard Piętka. Rozpoczął dość nietypowym przywitaniu się każdego z każdym uściskiem dłoni i pozdrowieniem "Dobrze, że jesteś". Msza szykowana była na tip-top. Było ciężko, bo z osób uprawnionych do służenia na Mszy zostałem tylko ja i jeden z kolegów, którego współpraca ze mną polegała mniej na normalnym dogadaniu się, jak na wydawaniu mi dyspozycji i oczekiwaniu robienia wszystkiego pod jego dyktando. Różnice w zwyczajach były widoczne tzn asysta zamiast harmonijnie iść do przodu cały czas była okraszona dużą dozą asekuracji. Nerwowych momentów też nie brakło... Takich klimatów nie lubię, zwłaszcza gdy ktoś mnie traktuje z góry jak głupszego, a sam jest w taki samym stopniu odpowiedzialny za skutki naszego wspólnego działania.

Emocje opadły na wspólnej Agapie. Herbatka, rozmowy, śmieszne historie z życia wzięte, podział na grupy. I spotkanie... Właściwie to podzieliliśmy się na dwie grupy. W mojej grupie podzieliliśmy się między sobą świadectwami właśnie odnośnie tego drugiego wspomnianego pytania. Co się okazało? Wiele z nas ,tam zebranych, przeszło daleką drogę, aby Bóg był dla nich tym, kim powinien być. Jakoś się pootwieraliśmy przed sobą - to nie łatwe, ale nam się udało. Co ciekawe, większość z osób mojej grupy pochodziła z Kęt. Taki mały paradoks: żeby się spotkać musieliśmy jechać aż do Hałcnowa. W sumie to sami starzy znajomi.

I byłoby  wszystko to wspaniałe, gdyby osoby bez formacji w Ruchu Światło-Życie nie musiały na okrągło słuchać jacy tam wszyscy są strasznie zapracowani z powodu udzielania się w samym Ruchu bo to się robi bardzo uciążliwe. Czasem przybiera to obraz wręcz demonstracji wyższości.

O ile pierwsze spotkanie wywarło na mnie wrażenie przygotowanego i przemyślanego, to tym razem było trochę inaczej. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że na budowę tej wspólnoty nie ma jakiegoś sprecyzowanego, choćby z grubsza, pomysłu... A może to ja się mylę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz